Róża długo milczała. Mały Książę też milczał i lekko gładził płatki Róży. Jak łatwo byłoby rozchylić usta, otoczyć rękami muskularne barki, poszukać pociechy i zapomnienia, zatopić się w jego bliskości, w jego ciele, którego dotyk zdradzał wyraźnie, że Mark odczuwa to samo, co ona... I nagle dotarło do niej, że oni obaj pasują i do tego miej¬sca, i do siebie nawzajem. To ona tu nie pasowała. Lepiej zrobi, biorąc się do pracy. Wystarczyło jednak, by jego wzrok padł na monitor z planem systemu kanałów nawadniających, a natychmiast zaczynał myśleć o Henrym, a skoro o nim, to i o... - Jego Wysokość i panna Ingrid zjedzą dziś lunch gdzie indziej - odparł oficjalnym tonem Dominik, gdy go o to spytała i nie chciał zdradzić żadnych szczegółów. Pewnego dnia, kiedy byłem zajęty malowaniem drzwi wewnątrz mieszkania, listonosz przyniósł mi list w dużej - Dlaczego? - spytała Róża. - Uwierz mi, że jeszcze nie czas o tym mówić. Proszę cię, uwierz mi... Mały Książę uwierzył i nie nalegał więcej. nie będzie, prawda? Do tej pory broniłeś się przed miłością. Wolisz się do nikogo nie przywiązywać. Zmieniasz kobiety jak rękawiczki. Ale z Henrym jest inaczej. Jego nie możesz Otworzyła drzwi na oścież. - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Do diabła z tobą, twoją rodziną i waszymi prze¬klętymi pieniędzmi! Zabiliście ją, zabiliście moją siostrę. Wy dranie! - Jej dłoń znów sama poleciała do góry, ale tym razem Mark zdołał złapać Tammy za nadgarstek i wy¬kręcić jej rękę do tyłu. - To mój najlepszy strój - zauważył Mark, ale głos mu podejrzanie drżał. - Ja? Wypytywać? Waszą Wysokość? Gdzieżbym śmiał! - Co tu się dzieje?!
Nadal nikt nie reagował. Jego wzrok powędrował ku jej wspaniałym włosom. Miał ochotę ich dotknąć. Mały Książę był zdumiony. Motyl uznał za kwiat jego szal! Zaskoczony przysunął się do Róży i cicho ją poprosił:
Wiedział, co się przydarzyło Sheili Warren, choć - To nie jest tak, że ja chcę spotkać się z nim twarzą w twarz, wierz częściowego rozkładu, rozsypały się na ziemi.
Kelsey miała wrażenie, że przyjaciółka jest zdenerwowana, Dane uśmiechnął się do Cindy. - Właściwie nie jestem pewien. Wczoraj w nocy wydawało mi się...
- Bo ona jest księżniczką, Danny! - wtrąciła Mia i wszyscy się roześmiali. Mark wciąż zaciskał dłonie na jej ramionach. Dzieliły ich centymetry, lecz Tammy patrzyła na niego z takim opa¬nowaniem, jakby znajdowała się w przeciwległym kącie po-koju. Dla dobra dziecka nie mogła ulegać emocjom. Zdra¬dzały ją jedynie rumieńce na policzkach. - Już siedzi. Czy raczkuje? też bardzo miło, że Mały Książę nie przestał być tak czuły i troskliwy jak poprzedniego dnia. - A czy już nie tęsknimy?... - westchnęła Róża wtulając się w dłonie Małego Księcia. - Nie, niczego mi nie brakowało. Nie marzłam w nocy i żaden baobab mi nie dokuczał. Ja... Brakowało mi ciebie... - Mark, ja nie mogę...